niedziela, 23 lipca 2023

Nic się nie przykleja - felieton

 


Nic się nie przykleja

            Z racji zainteresowań jogą, medytacją, mindfulness z upodobaniem czytam artykuły, blogi na tematy związane z tymi dziedzinami. Wczytuję się uważnie w komentarze internautów i tradycyjnie włos mi się jeży na głowie od niektórych z nich. Od długiego bowiem czasu obserwuję, narastający zresztą od dawna, trend, który mogłabym zatytułować „Nie czuj, ale świadomie bądź”. Ekwilibrystyka, nieprawdaż?

Zaznaczę w artykule tylko kilka kwestii, które zwróciły moją uwagę i wywołały niepokój. Bazuję na własnej wiedzy i doświadczeniu. Praktykuję jogę wiele lat, medytuję, rozmyślam.

            Zacznę od tego, że z wielu tekstów i komentarzy z dziedziny jogi-medytacji wyłania się obraz istoty, do której, jak to napisała jedna z internautek „nic się nie przykleja” w domyśle – złego czyli złych emocji, myśli, nikt nie może jej obrazić, a ona nie reaguje (!). Istota owa jedynie „wzrusza ramionami” w odpowiedzi na, np. agresywne zachowania. Rozumiem,
że mamy do czynienia z robotem, a nie człowiekiem. Nie wydaje mi się bowiem ludzkie, naturalne i zwyczajne takie odcięcie od uczuć, by nie zauważać agresji wokół siebie. I na nią nie reagować. Takie zachowania w naturalny sposób wywołują niesmak, przykrość, sprawiają ból, budzą lęk, przerażenie i smutek. Złoszczą. Niestety, większość tzw. oświeconych albo już jest tak oświecona, że tego typu uczucia im są obce albo, co wydaje mi się bardziej prawdopodobne, jest po prostu wyjątkowo skutecznie od nich poodcinana. Odcięcie od tego pakietu uczuciowego odcina też od jego przeciwnego bieguna – przyjemności, radości, rozkoszy. Czyli tego, co w życiu wesołe i dobre. Czyli czyni, najprościej rzecz ujmując, emocjonalnym trupem. Wtedy nic się rzeczywiście nie przyklei. Bo do trupa nic się nie przykleja. Ani dobrego, ani złego. Bo trup nie czuje. Ciekawe, ile osób o podobnym profilu
i myśleniu uczy jogi lub medytacji?

            Tego typu myślenie i wskazywanie drogi rozwoju wydaje mi się całkowitym nieporozumieniem. Owszem, praktyki medytacyjne (które sama znam) uspokajają, dają wgląd w siebie, ale ich istota polega na głębokim przeżyciu emocji. Obejrzeniu ich z różnych stron. I przeżyciu. Czuciu. Głębokim odczuwaniu, bez którego świadomość własnego ciała, emocji i świadomość potrzeb są po prostu niemożliwe.  Tego typu myślenie uważam za szkodliwe, bo buduje iluzje i zafałszowuje rzeczywistość. Myślenie w stylu „nie reaguję, ignoruję” wskazuje, według mnie, brak odwagi przed konfrontacją z własnymi emocjami. A medytacja czy też medytacja w ruchu (czy to joga czy inna forma ruchu) mają właśnie służyć samopoznaniu, a nie zafałszowywaniu własnego świata, choć, w istocie, systemy przekonań i ucieczek od prawdy bywają wyjątkowo wyrafinowane. Co widać też w praktykach jogi
i medytacji.

            Taka ścieżka buduje i rozdyma też ego. Tylko „ja” i „moje” jak to pisał Różewicz w „Liście do ludożerców”. Moja prawda, moja medytacyjna ścieżka, moja świadomość.
I wciąż niedojrzała postawa neofity. Lepszy nawrócony. Agresywne nazywanie osób o innych upodobaniach kulinarnych „mięsożercami” kłóci mi się zwyczajnie szacunkiem i postawą otwartości oraz spokoju. Z postawą rozumienia i nazwijmy to, nawracania własną rozumiejącą postawą. Weganie i wegetarianie (nie wszyscy, acz większość) mają tendencję do pogardy wobec tych, którzy wybrali inny styl życia i bycia. Wyparta agresja ujawnia się w działaniach pełnych pogardy, np. wrzucaniu na profile facebookowe filmów z rzezi zwierząt i komentarzach pełnych jadu wobec osób o odmiennym światopoglądzie. Czasami miewam wrażenie, że mniej interesująca jest tragedia człowieka niż smutny los kurczęcia.

            Zróbmy pasztet z fasoli i oszukajmy „mięsożerców”, bo pasztet w smaku ma przypominać mięso. Po co? Po co, pytam? Pasztet z fasoli ma smakować fasolą, a nie mięsem. Dania warzywne mają swój urok i niepowtarzalny smak, bo są warzywne, a próby dopasowania ich do mięsnych podniebień, to chodzenie na pasku mięsożernej grupy, którą się zwalcza i pogardliwie traktuje, a w istocie jest się z nią mocno związanym, działając
w głębokiej zależności od niej. Coś w stylu „na złość mamie, odmrożę sobie uszy”. Brakuje mi tu i wolności, i niezależności myślenia. Napisałam kiedyś fraszkę właśnie na ten temat, przytaczam ją tutaj:

Na wege menu

Śledzie z bakłażana,
Stek z tofu w glonie,
Z soczewicy kotlety mielone,
Wege menu
od mięsożerców
zapożyczone.

            Temat jedynie zaznaczam. Ilość absurdów związanych z myśleniem medytacyjnym
i jogowym jest zastraszająca. Widzę mnóstwo osób, które nie godzą się na swoją własną złość, nie są w stanie zaakceptować siebie jako osoby agresywnej. Potrzebna jest im raczej psychoterapia lub trening interpersonalny lub terapeutyczny, by w ogóle siebie poczuły, a nie wyrafinowane figury na jodze i siedzenie na poduszce. W istocie, można nigdy w życiu nie ćwiczyć jogi i nie medytować, a mieć głęboki kontakt ze sobą i żyć eko – bez przekonania, że jest się lepszym i wybranym oraz oświeconym gatunkiem człowieka.

Co nazywam oświeceniem i byciem? Zwyczajność i akceptację. Wtedy, owszem, wszystko się przykleja, ale można też brudy strząsać z siebie lub wybrane rzeczy zostawiać i iść dalej w życie. W pełni i głęboko żyjąc. Bez zarozumiałego i niedorosłego przekonania o zbawianiu świata i innych. Za to z pełną akceptacją cienia i tego, co mroczne w ludzkiej duszy. Z akceptacją swojej własnej niedoskonałości, ale i niedoskonałości świata i innych ludzi.

Lepiej, kiedy coś się jednak przykleja. Wtedy można, przeżywając, głęboko żyć.


12.07.2020 r.

7 komentarzy:

  1. Jej, już nie można mieć wątpliwości że pisząc wiersze, fraszki i prozę oddajesz to co masz w sercu i w sobie. Piszę trzeci raz, za każdym razem zmieniając treść. Agresja jest już wszędzie. Nie wiem czy dobrze odczytałem sens felietonu. Myślę o tym tekście i nie sposób się nie zgodzić.
    Cień jest potrzebny. Za mało czasu i miejsca. Świetny i bardzo mocny tekst.

    OdpowiedzUsuń
  2. Często też agresja pod płaszczykiem rad, pouczeń, mówienia, co się powinno lub musi itp. Cała seria biernej agresji. Wkurza mnie po prostu mówienie o oświeceniu i niebywałej równowadze w sytuacji laboratoryjnej. Życie weryfikuje, sprawdza, odkrywa.

    OdpowiedzUsuń
  3. Krótki przykład "na czasie". Seans Oppenheimer'a. Dzień debiutu na świecie. Wiem jak reaguje ostatnio społeczność związana z filmem. To pogoń za pierwszym miejscem w rankingu oglądalności. Tymczasem na seansie dzieci w wieku 8-14 lat! Hej! Co jest??!
    Nolan stworzył wg mnie kolejne dzieło. To moja prywatna opinia.
    W kolejności: brak zrozumienia tematu, bo bachory "czeba czymś zająć", brak zrozumienia tematu, bo "podobno fajne wybuchy" itp.
    Przeszkadzające w seansie bieganie po sali, łażenie po żarcie, żeby móc dalej ciamkać i żłopać.
    Zwrócenie uwagi na tego typu zachowania jest postrzegane jako agresja. Ale już kopanie psa na poboczu drogi jest ok.
    Społeczeństwo które wyssało z cycka władzy nienaruszalność.
    Przykro mi że w komentarzu do świetnego tekstu wchodzę w takie klimaty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba się wybiorę na film. Resztę pozostawiam bez komentarza. Nic dodać, nic ująć. Jednak do kina się przychodzi, aby nasycić inne zmysły niż nasycić żołądek.

      Usuń
  4. Czy Oppenheimer się spodobał?

    OdpowiedzUsuń
  5. Zatem, czekam cierpliwie na ocenę :)

    OdpowiedzUsuń

Prze-moc