Tango
Co mnie tam wtedy zawiodło? Sama nie wiem. Może dalekie
dźwięki muzyki. Tak. To chyba one mnie wtedy tam sprowadziły. Dotąd sama nie
wiem. Pamiętam jedynie obraz.
Popołudnie
było wrześniowe. Słońce delikatnie oświetlało kamienice i ludzi, wydobywając
soczystość barw. Drżące chłodnawe rześkie powietrze pachniało dojrzałym latem.
Dojrzałość.
Tak. Wciąż widzę tańczące pary. Dojrzałe kobiety w
kolorowych sukniach. Ich przymrużone oczy. Kobiety przytulone do mężczyzn. A
może wiedzione przez nich?
„Dokąd?” – myślałam.
„Gdzie? Dlaczego? Jaką historię kryją te poruszające się płynnie
i z wdziękiem sylwetki?”
Kobiety oparte i objęte.
Objęte pewnie i całkowicie. Nieobecne. Dalekie. Odległe. Twarze
z delikatnymi uśmiechami i z wyrazem oddania, uległości, zapamiętania. Dojrzali
mężczyźni obejmujący partnerki, mijali inne pary. Lekko i pewnie. Bez potknięć
i zawahań. Po męsku.
W tle brzmiało tango.
Muzyka smutna i rzewna dla mnie. Choć zmysłowa i cielesna.
I cóż? Zobaczyłam
tańczoną dojrzałą miłość.
Stojąc tam w zachwycie, myślałam, że uczestniczę we
fragmencie sztuki teatralnej.
W istocie, tak odrębny od wszystkiego wokół wydał mi się ten widok. Tak piękny.
Pełen kobiecej delikatności i męskiej siły podczas przemijającego wrześniowego
popołudnia.
Pomyślałam wtedy tylko,
że też tak chcę.
Chcę tak przemijać w
rytmie tanga.
Oddać kobiecą miękkość
męskiej duszy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz