środa, 27 września 2023

Rzeka sama płynie...

 

Rzeka życia

 

Mieszkanie nie należało ani do najnowszych, ani do specjalnie zadbanych. Stary drewniany stół, krzesła, jakieś brudne kubki i talerze. Przy stole dwójka ludzi. Kobieta, może czterdziestoletnia i młody dwudziestokilkuletni mężczyzna. Okazywali sobie serdeczność, jaką okazuje się tylko tym, których nigdy się już nie zobaczy w swoim życiu. Śmiali się, przytulali. Całowali jak przyjaciele-w policzki. On został. Ona wyszła.

Czekał już na nią inny młodzieniec. Nieco starszy od tamtego, bardziej żywy, wręcz gwałtowny. „Chodź ze mną!” – powiedział do kobiety, biorąc ją za dłoń. Prowadził ją
w stronę obszernego balkonu. Całkowicie mu zaufała, szła, bała się trochę, a jednak za nim podążała. Balkon miał podłogę w kolorze morskiej zieleni. Kałuże wody ją przestraszyły, przeraziły ją wilgoć i zimno podłogi. W dole zaś ujrzała rzekę. Wiedziała, że za chwilę jej stopy dotkną nurtu wody, ale nadal się bała – zimna, chłodu, wilgoci.

On patrzyła na nią uważnie, widząc jej wahania. Powiedział w końcu:

„Zanurz stopy w rzece życia”.

Zanurzyła posłusznie nagie bezbronne stopy. Z zaskoczeniem poczuła ciepło wody i jej lepkość. Tłustość. Tak, to był tłuszcz. Większe i mniejsze plamy muskały jej stopy. Lepiły się do niej. Lepiło się do niej życie – czyste i ciepłe, lepkie i brudne. Zwyczajne.

Płakała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Prze-moc