SMOK
Z ALUMINIUM
Na
wielkim placu otoczonym metalową siatką siedziało mnóstwo ludzi. Zdawać by się
mogło, że to jakiś piknik, niedzielne spotkanie, a może święto. Trudno
powiedzieć, jednak ciemne chmury nadciągające zewsząd w ogóle nie wskazywały
nawet na atmosferę święta. Dziwny widok. Wielkie burzowe chmury,
ciemnogranatowe, szare, miejscami nawet czarne. Zebrani, siedząc na kocach,
wpatrywali się w niebo w oczekiwaniu na „coś”, ale nie bardzo było wiadomo na
co. Podniosły nastrój udzielił się wszystkim, a dziwne zachowanie nieba go spotęgowało.
Co za wieczór! „Nieprawdopodobnie ekscytujący” – kłębiło się w głowach
piknikowiczów.
Wtem…
Najpierw usłyszeli szum, gdzieś z oddali. Powoli narastający, ciężki, niski.
„Co to jest?” – pytały ich oczy wpatrzone w siebie, wpatrzone w niebo. Za szumem powoli zjawiło się to „coś”. Och,
czym to nie było! Najpierw srebrzysta łuska, potem, długie ciało, paszcza.
Wielka i cuchnąca – chyba. Nadlatywało majestatycznie. Zatrzymało się
nad patrzącymi w przerażeniu. Usłyszeli głos:
- Jeśli nie będziecie się
bać, zniszczę was. Wyssę z was energię.
Tłum zafalował w
niepokoju. „Co z nami będzie?” – pytał.
Ale… bliższe przyjrzenie
się „temu” demaskowało całość. Kto widział tandetne filmy science fiction, ten
wie, o czym mówię. Cielsko było atrapą jakiegoś ni to smoka, ni jakiejś
wielkiej dżdżownicy. Pokryte grubą aluminiową folią połączoną prowizorycznie w
długi ogon, ziało sztucznym ogniem. W sumie wyglądało żałośnie. I smutno.
Raczej potrzebowało opieki. Tak bardzo się puszyło, tak bardzo się stroszyło,
tak bardzo próbowało pokazać, że jest czymś innym niż było w rzeczywistości.
Smok.
Z
taniego aluminium.
2012
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz