Pieśń
Gdybym
umiała śpiewać, zaśpiewałabym ci naszą dawną pieśń. Pieśń zapachu bzów,
pierwszej majowej burzy, smaku chłodnego jeziora. Pieśń naszych nocnych szeptów
i miłości o poranku, kiedy ukradkiem płakałeś, lękając się dnia. Zaśpiewałabym
pieśń ciepłych ramion i miękkich ust. Zaśpiewałabym twoje słowa, twoje
spojrzenia i twoją miłość.
Niektóre
słowa brzmiałyby okrutnie. Śpiewałabym przecież o cierpieniu i tęsknocie.
O bólu i braku. O nienasyceniu. I zranieniach.
Teraz
pieśń przeminęła. Odeszła bezpowrotnie. Czasami gdzieś nocą we śnie słyszę jej
dawne nuty. Niewiele ich zostało. Ale te, które przetrwały, śpiewają o pięknej,
wielkiej miłości, która była dobra dla mnie. Wierzę, że i dla ciebie…
Przecież
teraz nie byłoby nas tutaj, gdzie dotarliśmy, nieprawdaż?
Przeczytałem kiedyś, że ponoć każdy umie śpiewać. Tylko repertuar nie zawsze jest odpowiednio dobrany :)
OdpowiedzUsuńTo dziwne, że miłość zwykle łączy cierpienie i tęsknotę. Cierpienie tak nasączone bólem, że nie można oddychać.
Oj, trzeba oddychać, bo nici z miłości.
UsuńDosłownie i w przenośni :)
OdpowiedzUsuńI wyszedł wierszyk. ;)
OdpowiedzUsuń